sobota, 12 lutego 2011

Plan B "The Defamation of Strickland Banks"

Choć nie jest to nowość, album ten zasługuje na uwagę bo jest fantastyczny. Plan B to nikt inny jak dwudziestoośmioletni londyńczyk Benjamin Paul Ballance Drew w skrócie Ben Drew. "The Defamation of Strickland Banks" to jego druga płyta, która znacznie różni się od debiutanckiego albumu "Who Needs Actions When You Got Words". Słuchając obu wydawnictw można zauważyć jak Plan B zmieniał się z rapera w wokalistę. Taka transformacja bardzo rzadko się udaje i wychodzi na dobre, natomiast w przypadku Bana jest to strzał w dziesiątkę! Na "The Defamation of Strickland Banks" wyraźnie słychać inspirację amerykańskim soulem i nie ma w tym nic złego bo brzmi to świetnie, są też elementy mocniejszego, gitarowego brzmienia i trochę rapowania. Mieszanka różnorodnych brzmień i stylów w doskonałych proporcjach. Nie potrafię wyróżnić poszczególnych piosenek gdyż wszystkie na równi są bardzo dobre. To naprawdę duże zaskoczenie i niespodzianka- do posłuchania koniecznie! Poza muzyczną karierą Ben Drew zajmuje się również aktorstwem. Ostatnio można go było zobaczyć (wraz z Michaelem Cainem) w  "Harrym Brownie", gdzie zagrał przerażającego, brytyjskiego dresiarza. Muszę przyznać, iż w roli tej jest przekonywujący. Cóż, Plan B to niemal człowiek orkiestra- wokalista, raper, autor piosenek, aktor i podobno, wkrótce reżyser. Młody, zdolny-brawo.

czwartek, 10 lutego 2011

The Streets "Computers and blues"

Cóż, przyznam szczerze, iż mam mieszane uczucia w związku z najnowszą, piątą płytą Mike'a Skinner'a. Przede wszystkim to The Streets -formacja dla mnie bardzo ważna i należąca do jednej z moich ulubionych. Muzyka i głos (w szczególności akcent) Skinnera są bardzo charakterystyczne, a przez to wyraziste. Na szczęście, na "Computers and blues" Mike zrezygnował ze śpiewania, co na dwóch poprzednich płytach "The hardest way to make an easy living"  i "Everything is borrowed"  brzmi fatalnie, po prostu nie umie śpiewać. Jeżeli chodzi o teksty to zdecydowanie wolę Skinnera opowiadającego o codzienności, najbardziej prozaicznych rzeczach i wydarzeniach z jego życia, szczerze i naturalnie. Natomiast w momencie, kiedy sili się na metafory i uogólnienia odnośnie egzystencji wydaje się śmieszny i pretensjonalny. Czasami mam wrażenie, iż to pseudo filozofowanie jest spowodowane zmianami jakie zaszły w jego głowie po wypaleniu milionów jointów, wciągnięciu góry kokainy i wypiciu morza alkoholu.The Streets posiada przede wszystkim umiejętność przedstawiania rzeczywistości  w prosty, ciekawy i bezpośredni sposób. Cieszę się, że na tej płycie jest przewaga takich piosenek choć można też znaleźć tu utwory, które nie brzmią dobrze. Nie jest to płyta, która zachwyca każdym kawałkiem, mimo wszystko warto jej posłuchać.